środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 11

Ludzie mi mówią abym nie szła w stro­nę światła. Ja i tak tam pójdę, bo wo­le iść mając ja­kiś cel niż bez ce­lu błądzić w ciemności. 

Dortmund...od niedawna był jej domem, ale zdążyła się już do niego przyzwyczaić.
To wszystko działo się tak szybko, tak niespodziewanie. Pokonywała kolejne schody, prowadzące na szczyt, ale co z tego jak nadal jest daleko. Na jej szczęście ma prawdziwych, niesamowitych przyjaciół.
Była już w domu, z Paryża wrócili poprzedniego dnia. Marco, Łukasz i reszta drużyny, miała dzisiaj rozegrać swoje pierwsze spotkanie po letniej przerwie, rozpoczynając tym nowy sezon. Niby nic w tym dziwnego, ale Dortmund zmieniał się w tym czasie nie do poznania. Co druga osoba mieszkająca w Dortmundzie, w tym dniu musiała włożyć koszulkę regionalnego klubu. Borussie Dortmund kochali wszyscy, i szczerze nikt się temu nie dziwił. Spotkanie jak każde inne. Borussia nie tylko była faworytem tego spotkania, ale większość stawiała na nich w Bundes Lidze.
Rose chyba jako jedyna nie zwariowała na tym punkcie, może mieszkała tu od niedawna , ale zdążyła już przywyknąć do całodziennego gadania o piłce nożnej. Nie tylko że mieszkała w domu z Łukaszem Piszczkiem, ale też dlatego że jako dziewczyna Marco Reus'a.
Stała na balkonie i wsłuchiwała się w śpiew ptaków. Nikogo już w domu nie było, została tylko ona. Marco na wszelki wypadek gdyby jednak zmieniła zdanie, zostawił jej swoją klubowa koszulkę i Full Capa z logo klubu.
- I tak tam nie pójdę.- powiedziała sama do siebie, patrząc na rzeczy leżące na jej łóżku. Lubiła piłkę nożną, ale nie chciała być spostrzegana jako jedna z tak zwanych WAG'S. Może to i dziwne z jej strony, ale tak właśnie było.Wróciła do pokoju, usiadła na łóżku i patrzyła na koszulkę z numerem 11 i nazwiskiem REUS na tyle. Postanowiła zejść na dół, i jednak obejrzeć mecz w telewizji. Włączyła program i zobaczyła rozgrzewających się piłkarzy Borussii Dortmund.  Do meczu zostało niespełna pół godziny. W każdej chwili mogła wsiąść w samochód i pojechać na stadion. Miała wejściówki vip więc została by wpuszczona przodem. Wstała i ruszyła do swojego pokoju po wspomnianą wcześniej koszulkę i Full Capa. Kluczyki leżały na szafce nocnej, więc chwyciła je i tak po prostu poszła do garażu po swoje auto, które dostała również od Marco. Przeklinała go za to że kupił jej akurat taki wóz.
Ulice Dortmundu nie były puste, ale też nie była tak pełne jak zawsze są.
- Po co ja w ogóle tam jadę ?- zapytała sama siebie, skręcając w drogę prowadzącą do domu Reus'a a potem na stadion.
Nadal nie mogła uwierzyć, w to że jest jego dziewczyną. Było to zaskakujące, ale nie tylko dla niej. Marco twierdził że to przeznaczenie, a ona że to zwykły zbieg okoliczności. Rose sądziła, że chłopak tak naprawdę jej nie kocha. Że jest jedną z tych przygód, które towarzyszyły mu przez większość życia. Nikt jej nie ostrzegał jak na razie przed chłopakiem, wręcz przeciwnie większość ją jeszcze zachęcała do tego aby się z nim związać. Ona natomiast...zastanawiała się nad tym wszystkim, coraz dogłębniej.
Gdy już dojechała na stadion, było słychać krzyk dziesiątek tysięcy gardeł, co oznaczało, że Borussia najprawdopodobniej prowadzi. Zaparkowała samochód w strefie dla piłkarzy, a że miała karnet od Marco, ochrona nie miała wyjścia i musiała ją wpuścić. Jeszcze raz spojrzała w samochodowe lusterko i ze spokojem powędrowała na stadion. Znała go już jak własną kieszeń. W sumie to wcale nie było dziwne, była tu już tyle razy.
Szła na trybuny, co krok musiała kogoś wymijać, albo poczekać aż przejdzie. W końcu znalazła trybunę dla vip 'ów , okazała bilet i ruszyła w stronę swojego miejsca. Zobaczyła Arianę wraz z Ewą, Agatą i innymi wags. Stanęła obok Ariany, a ta najpierw z niedowierzaniem na nią patrzyła, potem ją przytuliła i powiedziała na ucho.
- Przecież miało cię tu nie być..
- Wiem. Ale zmieniłam zdanie i jestem. Kto strzelił ?- zapytała patrząc na przyjaciółkę.
- Pierwszą....Aubamayang ku zdziwieniu.- powiedziała z uśmiechem. I to chyba na tyle jeśli chodziło o ich rozmowę. Trudno było się porozumieć w ogromnym tłumie. 
Zegar na ogromnym telebimie wskazywał 35 minutę gry. Nie spóźniła się tak strasznie, zważywszy na to, że przed nimi jeszcze 10 minut gry i cała druga połowa. Przy piłce teraz był Mats Hummels.
Chwilę potem leżał już na ziemi i zwijał się z bólu. Jego dziewczyna automatycznie się nie podniosła, tylko po to aby zobaczyć jak jej ukochany najpierw trzyma się za nogę a potem wstaję i wbiega w pole karne. Niby normalne zachowanie osoby która martwi się o kogoś innego niż o samego siebie. Rosie wiedziała co by zrobiła gdyby to właśnie Marco leżał na trawie i zwijał się z bólu.
Przy piłce stanął Marco, spojrzał na kolegów w polu karnym, następnie na piłkę oraz bramkę. Był to dość ostry kont ale nadawał się do strzału. Przynajmniej tak się wydawało.
Marco podbiegł do piłki, kopnął a następnie było słychać wszystkich wkoło. Stadion oszalał, Rose siedziała jeszcze na swoim miejscu. Nie wiedziała czy ma się podnosić i czekać aż wszyscy na nią spojrzą. To było pewne że na telebimie pojawi się teraz właśnie ona. No ale wstała, uśmiechnęła się i zaczęła krzyczeć ze szczęścia tak samo jak wszyscy.
W tym samym czasie na telebimie pojawił się przedzielony ekran. Na jeden połowie Marco uśmiechnięty od ucha do ucha, a na drugiej właśnie ona. Wiedziała, że tak będzie. Patrzyła na telebim i w tej samej chwili Marco spojrzał na nią. Zachowywał się tak zawsze gdy na nią patrzył. Nie rozbierał jej wzrokiem jak reszta chłopaków, nie..on po prostu cieszył się na jej widok. Przyłożył dłoń do ust i machnął nią w kierunku swojej ukochanej, następnie puścił jej oczko i wrócił na swoje miejsce na boisku, po to aby znowu zacząć grać.
- Jesteś kochany Marco.- powiedziała sobie w myślach.
***
Mecz skończył się wynikiem 4:2 dla Borussii Dortmund. Wszyscy kibice wychodzili uśmiechnięci ze stadionu, tylko ona została na swoim miejscu. Nie sądziła że ktokolwiek zrozumie to po co chciała tam zostać. Kolana podłożyła sobie pod brodę i w spokoju siedziała myśląc o tym wszystkim. Przyjaciele pożegnali się z nią i każdy z nich poszedł w swoim kierunku.
- Dlaczego sądziłem że tu zostaniesz ?- usłyszała znany już jej głos.
- Może po prostu czytasz mi w myślach.- powiedziała na tyle głośno, aby ją usłyszał.
- Może..a może znam już cię na tyle dobrze, że przeczuwam każdy twój ruch.- usiadł obok niej, wcześniej kładąc torbę na ziemi.
- Nie wiem Marco.- spojrzała mu w oczy.
- Co się dzieje ?- zapytał czytając jej nastrój z wyrazu twarzy.
- Ja....ze mną coś jest nie tak. - wykrztusiła to w końcu.
- Czemu tak uważasz ?- zapytał łapiąc ją za rękę.
- Od dwóch miesięcy, nie mogę spokojnie spać. Cały czas śnią mi się koszmary z udziałem ciebie i mojej macochy. Codziennie jest inny, ale w jakimś sensie taki sam. Ja nie wiem, dlaczego ale w każdym z nich umierasz, a ja razem z tobą. To nienormalne.- powiedziała puszczając jego dłoń i wstając ze swojego miejsca.
- To tylko sny, koszmary. One mają się nijak do rzeczywistości.- jego głos był cały czas taki sam.
- Ale zrozum, że boję się o ciebie. Nie wiem czy to dobrze, ale się martwię.- spojrzała na niego przesz łzy.
- Rose, kochanie. To dobrze bo wiem, że zależy ci na mnie jak na nikim innym.- Marco podszedł do niej i próbował objąć.
- Marco...
- Jesteś dla mnie wszystkim. Ile razy mam ci to jeszcze powtarzać ? Powiedź mi to ile razy ?
- Nie wiem. Ale wiem tylko to, że wydarzy się coś złego.
- Masz rację. Ja wiem że jak czegoś zaraz nie zjem, to ja będę zły.
- To nie jest śmieszne.- jej mina mówiła wszystko.
- No weź się rozchmurz. Wygraliśmy mecz..strzeliłem dwie bramki i obie są dla ciebie.- złapał ją od tyłu i pocałował w szuję.
- Jesteś uparty jak osioł.-powiedziała znowu siadając na swoim miejscu na trybunach.
- Masz racje skarbie. Ale ty też nie dajesz za wygraną.- usiadł obok niej i pocałował.
- Idziemy coś zjeść ?- zapytała z uśmiechem przerywając pocałunek.
- Zaraz.- odpowiedział dokończając swoje dzieło.
***
 We're a thousand miles from comfort
We have travelled land and sea
But as long as you are with me
There's no place I'd rather be
I would wait forever
Exulted in the scene
As long as I am with you
My heart continues to beat. -
piosenka leciała już druga godzinę. Było w niej coś, co skłaniało ją do myślenia.
Od trzech godzin siedziała na dachu, nikt jeszcze nie domyślił się gdzie może być. Widziała panoramę Dortmundu i to było w tym wszystkim najpiękniejsze. Patrzyła w dal i próbowała znaleźć coś czego szukała tak długo. W końcu zadzwonił jej telefon. Muzyka przestała grać, a na wyświetlaczu zobaczyła zdjęcie Marco. Nie widzieli się już pół dnia. Wzięła telefon do ręki i przyłożyła do ucha.
- Gdzie jesteś ? - zapytał od razu.
- Sama. Nie chce z nikim rozmawiać.- powiedziała delikatnie.
- Proszę cię nie wygłupiaj się.- w jego głosie odczuła ból i strach.
- Nic mi nie jest.- była stanowcza i zakłopotana.
- Zejdziesz z tego dachu.- poprosił stojąc od niej zaledwie 10 metrów.
Odłożyła telefon na bok, nie odzywając się przy tym ani słowem. Marco stał tylko i patrzył na nią.
Wiedział że nie chciała go widzieć, ale nie wiedział o co chodzi. Podszedł ostrożnie do niej i złapał za rękę tak jakby brał w ręce najdelikatniejszy kawałek szkła.
- Co się stało ?- zapytał w końcu patrząc w jej oczy.
- Nic takiego.- odpowiedziała próbując uniknąć jego wzroku.
- Przecież widzę Rose.- położył jej swoją dłoń na policzku i oczekiwał jakiegoś ruchu, czegokolwiek ale ona nic.
- Chciałam chwilę pomyśleć. W samotności.- jej głos był jak raniące szkło.
- Mam sobie iść ? Jedno twoje słowo i już mnie nie ma.- powiedział ostrożnie aby nie przekroczyć granicy.
- Nie o to chodzi Marco.- oparła się o jego ramię. Złapała jego rękę i przycisnęła do siebie. Marco był zaskoczony. Przed chwilą miał wrażenie że chciała go zrzucić z tego dachu, a teraz się do niego przytulała.
- To co się dzieje kochanie ?- powiedział znowu starając się nie przekroczyć żadnych granic.
- Koszmary. Nie mogę spać, nie myślę. Ja nie mogę zasypiać z myślą że znowu moja podświadomość sprawi że umrzesz. Marco jestem chora, i ty dobrze o tym wiesz. Z moją psychiką jest coraz gorzej. Mam coraz gorszy nastrój. Cały czas boję się o ciebie. Boję się że coś ci się stanie, że nam coś się stanie.- powiedziała przyciskając teraz jego rękę do swojego policzka.
- Przy mnie nie masz się czego bać. Od teraz, zawsze i wszędzie będę przy tobie. Chodź bym musiał rzucić wszystko..zrobię to i będziemy razem.- w końcu pozwoliła mu spojrzeć w jej oczy. Próbował zrozumieć ich treść, historię którą opowiadała mu wzrokiem.
- Idziemy na dół. Trochę zimno się tu zrobiło.- powiedziała z uśmiechem, całując go w policzek.
- Dla twojej wiadomości. Mam lęk wysokości.- jego głos załamał się na końcu zdania.
- Żartujesz ? Prawda ?!- zapytała zakłopotana.
- Chciałbym.- jego mina, przepraszająca a zarazem strasznie wystraszona, spowodowała że szybko znaleźli się z powrotem w jej pokoju.
Usiadła na łóżku jako pierwsza, a on od razu za nią.
- Marco..- wymówiła jego imię.
- Tak ?- zapytał patrząc na nią.
- Dlaczego wszedłeś na ten dach, skoro masz lęk wysokości ?- patrzyła na niego zaskoczona jego wcześniejszym czynem.
- Nie wiem. Tak jakoś. Samo tak wyszło. Sam nie wiem czemu, ale gdy cię szukałem wcale nie zwracałem uwagi ani na wysokości, ani na to czy to bezpieczne czy też nie. - złapał ją za rękę.
- Narażasz się dla mnie. Nawet nie wiem co powiedzieć.- oparła głowę o jego tors a ten cały czas trzymał jej dłoń.
- A dla kogo innego miałbym się narażać jeśli nie dla ciebie ?- spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Szczerze ?? Nie mam pojęcia.- jej śmiech odbijał się od ściany pokoju, zaraz potem dołączył do niej Marco.
- Masz cudowny śmiech.- powiedział gdy ich śmiechy już ucichły.
- Nie przesadzaj.
- Taka prawda słoneczko.- jego uśmiech był taki słodki. Rosie zawsze rozpływała się na jego widok.
Zaczęła rozglądać się po pokoju. Wzrok utknął jej w zdjęciu które wisiało na ścianie.
- Czy twoim zdaniem..jestem ładna ?- zapytała wpatrując się w zdjęcie, które zrobił jej fotograf będąc jeszcze w ośrodku psychiatrycznym.
- Czy jesteś ładna !? Jesteś przepiękna, najpiękniejsza na świecie. Jeszcze nigdy nie widziałem na oczy ładniejszej niż ty. Rose nie mówię ci tego, tylko dlatego że jesteś moją dziewczyną. Mówię ci to bo widzę jak wielu facetów się za tobą ogląda. Jak patrzą na ciebie inne kobiety, patrzą na ciebie z zazdrością. Jesteś najpiękniejsza, najcudowniejsza na całej planecie.- jego głos brzmiały jak cudowna piosenka, której Rose chciałaby słuchać codziennie. Może i jest to dziwne, ale na swój sposób słodkie.
- Jesteś kochany. Wiesz ?- zapytała patrząc teraz na niego.
- Wiem skarbie.- nie odrywał od niej wzroku.
***
Zostali sami, Ewa wraz z Łukaszem udali się na urodziny do znajomych. Ariana wybrała się z Erikiem na romantyczną kolację. Sara pojechała do Błaszczykowskich na noc. Cały dom był do ich dyspozycji. Rose udała się do kuchni, aby naszykować coś na kolacje. Marco w tym czasie rozmawiał ze swoim młodszym bratem i instruował go jak wyłączyć fontannę, którą mieli przed domem.
- Pachnie wspaniale.- powiedział zachodząc ją od tyłu, gdy kończyła robić sos.
- Spaghetti nic niezwykłego.- nie lubiła się chwalić, ani nie przepadała za tym aby ktoś chwalił ją zbyt często. Nałożyła na talerze, nalała wina i włączyła cicho muzykę w salonie.
- Lepiej tu niż w najbardziej ekskluzywnej restauracji w Dortmundzie.- głos Marco był strasznie przekonujący.
- No nie wiem. Ja tam lubię chodzić do restauracji.- powiedziała na przekór.
- Ja wolę rodzinne lub inaczej, domowe kolacje. Wolę sam coś czasami ugotować niż stołować się tylko na mieście.- powiedział z uśmiechem.
Gdy już zjedli, oboje postanowili obejrzeć jakiś ciekawy film. Ostatnio furorę robią dwa filmy : Szybcy i Wściekli 7 oraz Pięćdziesiąt Twarzy Greya.
- Zdecydowałeś się już ? - zapytała wchodząc z miską pop cornu do salonu.
- Chyba Szybcy i Wściekli ale nie jestem jeszcze pewien. A ty co byś chciała ? - zapytała patrząc na nią.
- Mi to żadna różnica. Może być i to.- powiedziała siadając na kanapie i przykrywając się kocykiem.
Zaraz oboje zasiedli do oglądania filmu.
Tej prędkości, tej wściekłości nigdy dość! Dominic Toretto, Brian O'Conner, Letty Ortiz i inni szybcy i wściekli wracają na ekrany kin. Za każdym razem twórcy filmu starają się przebić efekty poprzedniej części, tak będzie i tym razem - zwłaszcza że motywem przewodnim filmu będzie zemsta. Tyle, że ta nie będzie słodka, a wyrafinowana, brutalna i skuteczna - Deckard Shaw planuje pomścić śmierć brata – Owena. W filmie po raz ostatni zobaczymy Paula Walkera.
Zaraz po filmie oboje poszli do jej pokoju.
- Czekałem na to cały wieczór.- powiedział w końcu i rzucił ją na łóżko.
Położył się na niej, delikatnie i czule. Następnie zaczął ją całować na początku delikatnie a potem każdy ich ruch sprawiał, że oboje chcieli więcej.
Wszystko wskazywało na to, że nikt nie będzie w stanie im przeszkodzić i tak się rzeczywiście stało.




C.D.N

Wiem, że od ostatniego rozdziału minął prawie miesiąc. To wszystko przez szkołę i piłkę. Niestety treningi i mecze cały czas zabierają mi czas. Chciałabym to wszystko nadrobić, ale będzie to strasznie trudne. Spodziewałam się tego. Dlatego teraz zajmuję się tylko i wyłącznie tym blogiem. Przysięgam że na innych na razie nic się nie pojawi. A to wszystko dlatego, że ten jest dla mnie na razie najważniejszy. Mam wiele pomysłów i zapewniam że się wam spodobają. 
Już zaczęłam pisać kolejny rozdział. Mam nadzieję że mi wybaczycie i poczekacie na następny rozdział. Który postaram się dodać jak najszybciej tylko będę mogła. Teraz mam dwa tygodnie przerwy w treningach więc powinnam coś napisać w miarę ciekawego. 
DZIĘKUJE I PRZEPRASZAM ZA WSZYSTKO JESZCZE RAZ !! 
Do zobaczenia ! :* 


2 komentarze:

  1. Fajnie, że wróciłaś. Zaczęłam czytać twojego bloga niedawno i strasznie mnie wciągnął. A jeśli chodzi o rozdział jest MEGA!!!
    Czekam na następny:)
    Życzę dużo, dużo weny :*
    Jeśli znajdziesz chwilkę czasu to zaglądnij do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Weszłam tutaj przypadkowo no i kochana gdzie kolejne rozdziały ? :( Czemu nie piszesz tu ? ;c Wciągnął mnie blog i to bardzo :) Mmm Marco nie czekał wziął się do roboty - brawo chłopaku xdd :D
    Zapraszam do siebie wróciłam do pisania ------> http://przepraszam-ale-to-nic-nie-zmieni.blogspot.com/
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy